Biarritz. Droga do wód, cz. 3
Biarritz położone we Francji nad Atlantykiem do 1854 r. było małą wioską rybacką. Swój rozwój zawdzięcza cesarzowej Eugenii, która tutaj kupiła willę. Z czasem do Biarritz zaczęła przyjeżdżać królowa Wiktoria, jej syn – późniejszy król Edward VII, caryca wdowa Maria, arystokracja francuska, angielska, rosyjska.
Ale najwięcej dla rozgłosu Biarritz zrobił Edward VII. Przebywał tutaj po raz ostatni w 1910 r. Odjeżdżając, już chory, miał świadomość, że bawił w Biarritz po raz ostatni. Ludność pożegnała go paradą wojskową, orkiestrami i wiwatami. Był ulubieńcem tłumów.
Biarritz szczególnie upodobała sobie arystokracja rosyjska. Mieli tutaj nawet swoją cerkiew. Wielki książe rosyjski Aleksander Michajłowicz, ożeniony z siostrą cara Mikołaja II, tak wspomina swój pobyt w kurorcie:
Jesteśmy w Biarritz, w willi „Espoir”. W Biarritz łatwo jest oddychać. (…) Na przeciwko naszej willi znajduje się pole golfowe. Z zapałem zaczynam się uczyć tej gry, szybko włączamy się w życie towarzyskie Biarritz. Spotykamy się z wieloma ludźmi. Urządzamy śniadania i obiady, gramy w pokera i brydża, wyjeżdżamy na pikniki.[1]
I tak przez pół roku trwał pobyt całej wielkoksiążęcej rodziny: księcia, księżnej, ich sześcioro dzieci, trzech niań, trzech nauczycieli, dam dworu, adiutantów i służących.
W Biarritz nie mogło zabraknąć i Polaków. Kalendarz na 1913 r. w rozdziale o uzdrowiskach reklamuje Biarritz:
Biarritz we Francyi, na linii kolejowej Paryż – Madryt. Ciepły klimat morski, śliczna miejscowość, wyborne kąpiele morskie. Sezon trwa cały rok.
O swoim pobycie w Biarritz jesienią 1890 r. tak pisał Henryk Sienkiewicz w liście do szwagierki Jadwigi Janczewskiej : Ładne to i dość okazałe – ale ani dygi [grobla- I.G.], ani plaży, ani Kursalu ostendzkiego, ani estakady, ani nawet takich willi tu nie ma. Tu la grande plage ma około pół kilometra – wzdłuż ciągnie się nędzny chodnik, nawet bez poręczy, nad którym stoi obszerny budynek kąpielowy w stylu niby mauretańskim, ale dość mizerny. Samo miasto leży na wzgórzach i hotele na wiszarach [urwiska – I.G.] sa istotnie okazałe. Fale duże, a po stronie baskijskiej nawet ogromne, ale tam pustka i nikt się tam nie kąpie.[2]
I wzdycha do Ostendy, która przewyższa wszystko. Zatrzymał się w willi „Piron”, a tam… sami moskale, trzy rodziny. Kobiety grubonose, grubo…bokie, krzykliwe, przypatrujące się. Przy śniadaniu słyszałem „na wierno, a?, A wot ja ze goworiła”. Ładny język i warto jechać aż do Biarritz, żeby go usłyszeć.[3]
Pogody nie ma, w listach pisze, że czwarty dzień przeokropny; deszcz, wicher. Zaczyna chorować, ma katar, chrypkę, reumatyzm. Nie może się kąpać, bo burza znów i ocean przewraca się do góry dnem. Po dwóch tygodniach z ulgą wyjeżdża do Paryża.
Na początku XX wieku przebywa w Biarritz Helena Jaczynowska z rodzicami, zamożnymi ziemianami z Kresów. Ich podróż z Paryża trwała dwanaście godzin, dzisiaj tylko pięć w wygodnym TGV. W swoich pamiętnikach pisanych w sześćdziesiąt lat później w gomułkowskiej szarzyźnie Helena Jaczynowska tak wspomina kurort:
Na kilkanaście kilometrów przed Biarritz ukazuje się z wysokiego brzegu, którym idzie pociąg, olbrzymi wspaniały ocean. Przede wszystkim różni się kolorytem od Bałtyku i Morza Północnego. Te morza są smutne, szare, posępne, rzadko kiedy błękitnawozielone, mała fala, brak wielkich białych grzebieni nie ożywia tak widoku.(…)
Stacyjka w Biarritz była malutka, nie zapowiadająca kąpieliska morskiego światowej sławy. Zamieszkaliśmy w pension de famille, gdzie pokoje były ładne, widne, słoneczne, łóżka typowe, szerokie, francuskie z podwiniętymi prześcieradłami i kołdrami, zasłonięte były firankami dla ochrony przed mustikami, bardzo dokuczliwymi dużymi komarami. Kuchnia była wyborna. Obiad składał się z zakąsek, krewetek, homarów lub jakiegoś omletu, potem zupa, rosół. Następnie potrawa z ryb, pieczyste, jarzyny, sałata, kompot, legumina, sery. owoce, wino.[4]
Wspomina grande plage i ówczesne obyczaje kąpielowe. Kobiety mogły się kąpać tylko w asyście kąpielowego, który ubrany w grube sukienne ubranie, w filcowym kapeluszu z rondem, naciśniętym na oczy dla ochrony, trzymał kobietę, najwyżej dwie i razem z nimi podskakiwał, jak szła fala, i dawał się nieść wodzie w kierunku brzegu, by z powrotem wracać do fal.[5]
Tak samo wygląda Biarritz we wspomnieniach znanej polskiej malarki Bronisławy Rychter-Janowskiej w dwadzieścia lat później. W 1924 r. w swoim dzienniku tak opisuje kurort:
Pokój mamy olbrzymi , z wszelkim komfortem, w numerze za 12 franków dziennie. Przeżywamy najpiękniejszy sen południa, w przepychu europejskim, korzystając z kąpieli morskich i z olbrzymiej plaży. Ulice zalane światłem, promenady i skwery roją się od wytwornego tłumu beztroskiego. Przepych toalet, jedwabi i koronek, błyski brylantów, zawrotny zapach jaśminu, spojrzenia, uśmiech i szepty, wszystko razem łączy się w jakiś nieuchwytny akord wrażeń. Cichnie noc, ostatnia noc we wspaniałym Biarritz.[6]
Izabela Gass
[1] Aleksander Michajłowicz Romanow, Byłem Wielkim Księciem. Białystok 2004, s.169
[2] Henryk Sienkiewicz, Listy, t. II, część druga, s. 342
[3] Jw., s. 343
[4] Helena z jaczynowskich Roth, Czasy, miejsca, ludzie. Wspomnienia z Kresów Wschodnich, 2009, s. 159 - 160
[5] Tamże, s. 161
[6] Bronisław Rychter-Janowski, Mój dziennik 1912 -1950.Warszawa 2016, s.416
Pocztówki pochodzą ze zbiorów Mieczysława Orłowicza